- Moja wyprawa Berghaus Arctic Challenge zakończyła się pełnym sukcesem, dlatego jestem szczęśliwy - mówił podróżnik. - Sukces jest tym większy, że już na początku pojawiły się poważne utrudnienia.
Gdy Rafał Król przybył na Spitsbergen okazało się, że nie może wyruszyć wyznaczoną wcześniej trasą, ponieważ fiord, po którym miał iść, ze względu na wysokie temperatury jest rozmarznięty.
- Tak naprawdę w tamtym momencie, czyli już na samym starcie, mogłem spakować się i wrócić do domu. Ale postanowiłem, że jeszcze zawalczę - opowiada. - Wyruszyłem trasą naokoło, prowadzącą przez wysokie góry.
Czytaj również: Rafał Król z Gdyni wyruszył na Spitsbergen
Przez całą drogę podróżnik ciągnął za sobą ważące 85 kilogramów sanie. Bywało, że musiał się z nimi wspinać z 500 do 1,2 tys. metrów n.p.m.
- To była największa trudność tej wyprawy. Jeśli idzie się w grupie 5 - czy 10-osobowej, bagaż się rozkłada na całą ekipę - tłumaczy podróżnik. - Ja szedłem w pojedynkę, bez żadnego wsparcia w postaci psów czy skuterów, dlatego musiałem z tym ciężarem radzić sobie sam. A proszę sobie wyobrazić np. wędrówkę z pralką wypełnioną wodą, którą próbujemy wciągnąć na szczyt wieżowca.
Pytany o inne kłopoty, Rafał Król opowiada, jak jego sanki wpadły do morza oraz o spotkaniu z żerującym niedźwiedziem.
Czytaj również: Kolosy 2012: Kolosy rozdane. Koniec Festiwalu
Wyprawa obfitowała w chwile strachu, ale i radości, a teraz gdynianin nie kryje zadowolenia z powrotu do domu. Przyznaje, że cieszy go nawet... zapach ziemi.
- Po miesiącu zobaczyłem coś więcej niż kolor biały i czarny! Poczułem, jak ziemia pachnie i żyje - mówił z uśmiechem.
Obecnie Rafał Król zamierza wypoczywać wśród najbliższych.
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?