Sąsiedzi pary, która zamieszkała przy ul. Kusocińskiego mogliby bez końca wymieniać kolejne scysje, przykrości i przykre zdarzenia. Trudno byłoby dać im wiarę, gdyby nie fakt, że kilka lat temu prawie taką samą rozmowę przeprowadziliśmy z mieszkańcami domu przy ul. Traugutta, gdzie pani I. oraz pan G. mieszkali wcześniej. Tam też były wyzwiska, rzucanie butelkami z okna na piętrze, walenie drzwiami... Ponieważ w mieszkaniu nie było toalety („sławojka” znajdowała się na dworze), pani I. potrzeby fizjologiczne załatwiała do miski, wiadra i… wylewała przed domem. A raz w przypływie natchnienia potraktowała nimi okno sąsiadki z parteru. Trudno się dziwić, że sąsiedzi starali się pozbyć uciążliwego towarzystwa na wszelkie sposoby, a policja była tam częstym gościem. Ponieważ kobieta jest chora psychicznie, funkcjonariusze mogli ją tylko grzecznie upomnieć.
Wreszcie pan G. a wraz z nim pani I. Otrzymali lokal w lepszym standardzie – bo z łazienką – przy ul. Kusocińskiego, gdzie zamieszkali tam w maju ubr. Łazienka zwyczajów nie zmieniła, podobnie jak fakt, że zamieszkała z nimi dorosłą córka pani I.
- Kiedyś sąsiadka puka do nas i pyta męża „panie Jacku, a co pan ma na samochodzie?”, wyglądam, a tam g… na szybie i jakaś zgniła fasola szparagowa – opowiada pani Anna, jedna z sąsiadeka. - Poza tym mają dwa psy, które pani I. wypuszcza najczęściej na podwórko przez okno, potem je woła. A psy – robią co chcą. Systematycznie obsikują nam samochód. Inna historia. Palę papierosy, kilku sąsiadów również. Na podwórku pod drzwiami mamy puszkę z wodą, żeby nie rzucać petów na podwórko. A pani I. systematycznie łapie tę puszkę i szus… pod nasz samochód. Latem mieliśmy kwiaty przed domem, kupiłam żeby było ładnie – wszystkie wyrwała. Z linki do suszenia systematycznie ginie bielizna - koce, pościel. Sąsiadce zginęła bluzka. Znalazła się w mieszkaniu pani I. A ta policji tłumaczyła, że ukradła sąsiadka i jej podrzuciła…Innym razem wezwała policję i pogotowie wrzeszcząc, że sąsiad jej córkę zgwałcił, a konkubenta pobił. Oczywiście nic takiego się nie zdarzyło. Ale takie cyrki mamy na co dzień. Kobieta jest chora, przez to uciążliwa, rozumiem, ale powinna w takim razie trafić do ośrodka, gdzie będzie miała opiekę.
Poważniejszego kalibru podejrzenie to fakt trucia kotów na podwórku.
- Mojego znaleźliśmy w krzakach, mąż płakał jak go niósł. Sąsiadce też zginał... W sumie zginęło 7 kotów w ciągu dwóch miesięcy – dodaje pani Anna.
- Koty są wytruwane potwierdza pani Marzena, druga z sąsiadek. - Dowód? Przed Bożym Narodzeniem mój pies „nawiał” mi i pobiegł pod klatkę, gdzie wysypują resztki jedzenia. Pies musiał coś chapnąć, bo o mało nie zdechł. Trzy dni chodziłam z nim do weterynarza na zastrzyki. Przeżył, ale lekarka stwierdziła, że to było ewidentne otrucie.
Pracę ma policja, sąd, opieka społeczna, burmistrz… wszędzie tam trafiają pisma i skargi. Najbardziej poszkodowane w tym wszystkim są chyba jednak dzieci. Jest ich tu szóstka, nie licząc gości. Im też się dostaje…
- W sądzie są trzy sprawy, teraz będzie czwarta…- liczy pani Marzena. - Ja mam sprawę o wyzywanie mojej córki. Ma dziewięć lat! To, że mnie dorosłą, ta kobieta wyzywa – pal licho, ale dziecko? Wrzeszczy, że chodzi się z chłopami za pieniądze... za OHP; albo wykrzykuje ty k… gruba, twoją matkę i ojca policja zabierze, a ciebie do domu dziecka zabiorą. Córka przybiega z płaczem, bo ta pani ją wyzywa, albo chodzi za nami cały dzień, bo się boi że nas policja zabierze. Tak się nie da żyć – mówi pani Marzena.
Od początku roku policja interweniowała tu 11 razy, z czego 4 z powodu nowych lokatorów, ale oni byli też wśród zgłaszających.
- To nie jest tak, że nagle interwencji zrobiło się dużo więcej, częste interwencje w tym miejscu to codzienność – mówi Sławomir Gradek, oficer prasowy KPP w Człuchowie. - Są konflikty, sąsiedzi są skłóceni, lokatorzy często wzajemnie wzywają na sobie policję. Albo, że jest głośno, albo ktoś wszczyna awanturę, jakaś kradzież, uszkodzenie mienia... To specyficzne miejsce i dobrze to tam chyba już nie będzie…
Mieszkania z "puli miejskiej" przeznaczone są dla osób, które zostały eksmitowane z poprzedniego lokum, ale też dla mieszkańców w trudnej sytuacji życiowej i finansowej. Pytanie - jak takie skupisko problemów w jednym miejscu działa na rodzinę i wychowujące się w niej dzieci. Czy takie socjalne getto ma sens?
ZOBACZ też: Zabarykadowali wejście do domu. Lokatorzy nie chcą mieszkać obok cygańskiej rodziny
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?