Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Aktualizacja: Człuchów. Jasnowidz Krzysztof Jackowski wygrał przed sądem z człuchowską policją

Piotr Furtak
Fot. Piotr Furtak
Jasnowidz Krzysztof Jackowski przed sądem wygrał z człuchowską policją. Tym razem nie chodziło jednak o żadną poważną sprawę związaną z działalnością wizjonera. Kilka miesięcy temu policjanci ukarali bowiem pana Krzysztofa naganą i pięćdziesięciozłotowym mandatem za to, że rzekomo regularnie, między godziną 1 a 2 w nocy, wali on w ściany. Jasnowidz się odwołał i wygrał.

Sławomir Gradek, oficer prasowy człuchowskiej policji przeprasza za użyte w jego wypowiedzi sformułowanie, że zarówno jasnowidz, jak druga z rodzin są roszczeniowi.
- Te słowo zostało użyte niefortunnie i przepraszam osoby, które poczuły się nim urażone - mówi Sławomir Gradek.

Krzysztof Jackowski od kilku lat mieszka w starym bloku przy ulicy Szczecińskiej w Człuchowie. Początkowo mieszkało im się tam bardzo dobrze, od dwóch lat zarówno jasnowidz jak i inni sąsiedzi są bardzo często odwiedzani przez policjantów. Jak twierdzi Jackowski, dwie kobiety mieszkające w bloku regularnie więc zasypują policjantów wezwaniami do różnych interwencji. Z relacji jasnowidza wynika, że mundurowi przyjeżdżali między innymi po to, żeby kobietę zamiatającą klatkę schodową pouczyć, że musi sprzątać bezszelestnie. Krzysztofa Jackowskiego sąsiadki miały oskarżać między innymi o to, że klapą od śmietnika odciął głowy dwóm kotom.
- Wiele godzin wraz z żoną spędzaliśmy na policji odpowiadając na bzdurne zarzuty – mówi Krzysztof Jackowski. - Policjanci doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że te panie konfabulują, ale ponieważ te kobiety piszą donosy również na policjantów, oni musieli reagować. Tych wezwań na komendę było tak dużo, że w końcu przestaliśmy na nie odpowiadać. W grudniu ubiegłego roku przyszło pismo - była to nagana i mandat w wysokości 50 złotych. Ukarano mnie za to, że ponoć nocami, między godziną 1, a 2 regularnie walę młotkiem w ścianę. Wtedy powiedziałem – Basta! Odwołałem się. Oskarżycielem był policjant, były też obie kobiety, które opowiadały niestworzone rzeczy. Sąd mnie uniewinnił.
Mieszkańcy bloku przy ulicy Szczecińskiej twierdzą, że ich gehennę udałoby się zakończyć znacznie wcześniej, gdyby kobiety zostały raz, może dwa razy ukarane za nieuzasadnione wezwanie policji. Dlaczego tego nie zrobiono? Czy faktycznie zgłoszeń dotyczących tego bloku jest tak dużo?
Policjanci na temat tej sprawy nie chcą zbyt wiele mówić.
- To nie jest tak, że zgłoszenia są tylko z jednej strony – mówi Sławomir Gradek z człuchowskiej policji. - Tych zgłoszeń z obu stron było bardzo dużo. Nie mogę powiedzieć ile, gdyż nie pozwalają mi na to przepisy. Gdybyśmy podali, że problem był w konkretnym bloku, ktoś może mieć do nas pretensje, że jego mieszkanie straciło na wartości. Tam jest konflikt, który trwa od lat i nie da się tego załatwić jednym czy dwoma mandatami. Oni się kłócą od wielu lat i o wszystko. Wyroków sądu nie komentujemy.
Skontaktowała się z nami kobieta, przedstawiająca się jako mieszkanka bloku.
- Chciałam zapytać skąd pan wyssał informacje, że sprawa dotyczyła stukania młotkiem w ścianę, gwałtu i zabicia kotów śmietnikiem – pyta kobieta? - Na temat młotka nie ani słowa nie było podczas rozprawy w sądzie. Jest pan nierzetelny, jest pan kłamcą. Sprawa była w sądzie, ale nie o takie bzdury, o których pan pisze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czluchow.naszemiasto.pl Nasze Miasto