Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cały świat gra na dolnośląskich boiskach. Od RPA po... Tadżykistan?

Rafał Hydzik
fot. 1 KS Ślęza Wrocław
Pod koniec lipca Prochowiczanka Prochowice ogłosiła pozyskanie japońskiego skrzydłowego, Shomy Deguchiego. Piłkarz z Kraju Kwitnącej Wiśni sam zaaranżował swój transfer, przenosząc się z 1,5-milionowej miejscowości do IV Ligi Dolnośląskiej. Wydawałoby się, że trudno w rejonie o bardziej egzotyczne karty zawodnicze.

Shoma Deguchi jest informatykiem, pracuje zdalnie. Kto jednak spędza całe dnie z dłońmi na klawiaturze dobrze wie, że wszelka aktywność fizyczna jest na wagę złota. 28-latek ruszył w pogoń za marzeniem i został piłkarzem na pół etatu. Przed prochowickim epizodem grał w mongolskim FC Selengepress (tamtejsza 1 liga – przyp. red.). W internecie trafił na informację o wyjeździe amatorskiej drużyny z Dolnego Śląska na obóz w Turcji i niemal od razu skomunikował się za pośrednictwem Facebooka z Marcinem Pedrycem, menadżerem Prochowiczanki. Mimo zapewnień, że drużyna składa się w stu proc. z amatorów, postanowił przylecieć do Polski. Dobrymi recenzjami z meczów przygotowawczych zapracował na umowę z klubem. - Od dawna marzyłem o europejskim futbolu, toteż jestem zachwycony możliwością gry w Polsce – komunikował w trzech językach na swoim facebookowym profilu. - Liczę na to, że będę tu zamieszczał jeszcze więcej świetnych wieści – dodał Japończyk, który swoje marzenie spełnił w niespełna 4-tysięcznym miasteczku nad rzeką Kaczawą.

Przeważnie zagraniczni zawodnicy trafiają na polskie boiska przy okazji studiów. Z takich okazji pełnymi garściami czerpie od lat Polonia Wrocław. - Był taki jeden rok, że mieliśmy w Polonii międzynarodową plejadę gwiazd, istny international team – śmieje się przedstawiciel klubu. - Brazylijczycy, Włosi, Argentyńczycy, Hiszpanie nawet. Dziś jest jeszcze Rumun, Stephan Longher – wymienia. Nie inaczej było w poprzednim sezonie, kiedy szeregi a-klasowej drużyny zasilili dwaj młodzi chłopcy z Republiki Południowej Afryki. Obu do Wrocławia sprowadziła Ślęza, jednak z uwagi na przyznanie wiz dopiero na okres roku akademickiego, spóźnili się na okres przygotowawczy. Wypożyczyła ich wówczas Polonia. Luthando Sibiya i Akani Hoveni za długo jednak na Dolnym Śląsku nie zabawili. Pierwszy z nich z uwagi na problemy rodzinne wrócił już w kwietniu, a drugi dograł sezon do końca i także wsiadł w samolot powrotny.

Znacznie dłużej w Polsce pozostał urodzony w Kenii Benigno Njoga, pomocnik Widawy Kiełczów. Przy ulicy Żmudzkiej we Wrocławiu zarejestrowana jest działalność o dumnej nazwie BENIGNO NJOGA ENTERPRISES, w której 34-latek uczy języka angielskiego. - Może i na boisku nie jest „kozakiem”, ale walczy za trzech. No i uwielbia pierogi – zdradza nam jego kolega z boiska. W międzyczasie zdążył się pojawić na wielkim ekranie, w filmie „Od pełni do pełni” Tomasza Szafrańskiego. W spisie obsady czytamy, że wcielił się w rolę członka głodującego plemienia, choć sam zapewnia, że grał turystę.

Droga z Afryki do Polski nierzadko jest trudna i śmiało można się na niej zgubić. W 2010 roku obecny napastnik Polonii Stal Świdnica, Roland Emeka John był testowany w MKS-ie Kluczbork. Wówczas trener zespołu zarządził drużynowy bieg po lesie. Młody Nigeryjczyk nie potrafił dotrzymać kroku drużynie i zgubił się między drzewami. Nie mając przy sobie telefonu i ani jednego polskiego słowa w zasobie, błądził między drzewami. Kiedy udało mu się złapać samochód, odwieziono go 15 kilometrów w przeciwnym kierunku. Dopiero po kilku godzinach trafił do drużynowego hotelu. W poprzednim sezonie reprezentował barwy AKS-u Strzegom. - To pozytywny, uśmiechnięty facet – wspomina trener Robert Bubniewicz. - Miał małe problemy zdrowotne, ale pomogliśmy mu dojść do pełnej dyspozycji. Ze Strzegomia odszedł mając kilkadziesiąt bramek na koncie – z sentymentem mówi o swoim byłym podopiecznym.

W 2016 roku do Nysy Kłodzko trafił Sule Ayinla. Nigeryjczyk grał w ligach Kamerunu, Francji, aż wreszcie za miłością trafił na Dolny Śląsk. - Ciemnoskóry zawodnik w naszej kotlinie to była wielka ciekawostka – opowiada kierownik Nysy, Marek Błesznowski. - Wielu stąd nie widziało nigdy takiego człowieka, ale ogólnie był bardzo dobrze przyjęty. Absolutnie nie było mowy o jakimkolwiek rasizmie. Sule nie mógł u nas dostać kontraktu, a wiza nie pozwalała mu dostać pracę. Jedyne co mogliśmy zaoferować to zwroty za bilety, bo miał kawał drogi na treningi – wspomina Błesznowski. Dziś Ayinla gra w Śnieżniku Domaszków.

Niezwykle egzotyczny transfer ogłosiła Ślęza Wrocław. Szeregi drużyny Grzegorza Kowalskiego zasilił Semir Idris Ahmed, urodzony w Erytrei. Wraz z bratem w młodym wieku wyemigrowali z kraju i osiedlili się w Wielkiej Brytanii, grając w piłkę w tamtejszych niższych ligach. Z Leeds trafił do LZS-u Piotrówka, a po dwóch latach właśnie do Ślęzy. - Umiejętności na III ligę ma. Zaczyna powoli łapać polski, ale przede wszystkim porozumiewa się po angielsku – opowiada nam rzecznik drużyny, Dariusz Parossa. - U nas każdy chłopak umie po angielsku mówić, więc aklimatyzacja Semira przebiega bardzo sprawnie. Wszystkie piłkarskie zwroty ma już opanowane, wie kiedy ma „plecy” albo „czas” - dodaje. Sam zawodnik skomentował swój transfer w mediach społecznościowych: - Jak mawiał mój rodak, ten rok jest okresem wznoszenia.

W rolę menadżera wcielił się pomocnik Piasta Nadolice, Karim Mohamed Monir. - Wszystko się zaczęło ode mnie – opowiada nam Egipcjanin. - W piłkę grałem w ojczyźnie, a około dziewięć lat temu trafiłem do Polski. Początkowo tu studiowałem, a teraz założyłem rodzinę i mam dwójkę dzieci. Szukając dla siebie klubu natknąłem się na Czarnych Chrząstawa. W mieście spotkałem też chłopaków, którzy tak jak ja mówią po arabsku. Marokańczycy, Algierczycy, Egipcjanie, Palestyńczycy. Też chcieli grać, więc przyprowadziłem ich ze sobą na trening. Od następnego tygodnia wszyscy razem przeniesiemy się do WKS-u Wilczyce – zapowiada Monir. - Umiejętności mieli, ale problem leżał po stronie taktyki – z żalem opowiada nam trener Czarnych, Stanisław Ślichciński. - Nie mogliśmy się porozumieć. To ludzie intelektualnie rozwinięci, studenci Akademii Medycznej. Grali u nas rok, ale łącznie byli może na połowie meczów, o treningach już nie wspominając. Studia postawili na pierwszym miejscu, dobrze wiem ile medycyna wymaga nauki – dodaje leciwy szkoleniowiec.

Bezsprzecznie najbardziej nietypowa flaga widnieje przy nazwisku Klima Khodzamkulova, studenta Uniwersytetu Wrocławskiego i napastnika Woskara Szklarska Poręba. Rosły snajper według protokołów jest Tadżykiem, jednak sam czuje się stuprocentowym Rosjaninem. - Tadżykistan jest miejscem, w którym się urodziłem. Wówczas jeszcze w Związku Radzieckim. Czuję się, a właściwie jestem Rosjaninem, ale w internecie uparcie piszą o mnie per „tadżykistański piłkarz”. Nawet korzeni nie mam tadżyckich, a raczej uzbeckie i rosyjskie – płynną polszczyzną opowiada nam Khodzamkulov. - Język załapałem w trzy miesiące, choć nie było łatwo. Na pewno jest tu dużo zimniej, niż w moich rejonach, bo pochodzę znad Morza Czarnego. Nawet latem marzłem, zdarzało się przeziębić. Mentalnie nie było żadnych barier, my Słowianie i wy Słowianie – śmieje się Rosjanin. Od września przystąpi do rozgrywek A-klasy oraz stopnia magisterskiego na Uniwersytecie.

Plaże Copacabany na brzegu Odry

Przeglądając protokoły meczowe dolnośląskich rozgrywek trudno nie zauważyć panującego trendu na piłkarzy z Brazylii. W 18. kolejce wałbrzyskiej klasy okręgowej zmierzyły się drużyny Zdroju Jedlina-Zdrój i LKS-u Bystrzyca Górna. Obie drużyny w swoich kadrach miały po trzech piłkarzy, których nazwiska ledwo mieściły się w rubrykach protokołu. - Podpatrzyliśmy kilku chłopaków na sparingu jakiejś brazylijskiej szkółki i ostatecznie zaproponowaliśmy aż cztery kontrakty – opowiada nam ówczesny prezes Zdroju, Radosław Stępień. - Brakuje polskich piłkarzy na odpowiednim poziomie, więc Brazylijczycy uzupełniają te niszę. Oni mają to coś. Pokazują grę nieeuropejską, taką którą na co dzień trudno zaobserwować. Dużo dryblingu, polotu, finezji i szybkości w grze - zachwyca się Stępień. Pytamy więc, czy miejscowe szkolenie zakłada naukę takich elementów. Archetypiczny polski piłkarz wszak ma szybko oddawać piłkę i w razie potrzeby pojechać za nią na tyłku. Drybling? Polot? Skądże. - Ich sposób gry wynika z wrodzonego talentu. Maja zdecydowanie inną technikę ruchu, nieosiągalną dla naszego szkolenia. Zdecydowanie łatwiej przyswajają nowe umiejętności. To na co Polak poświęca mnóstwo czasu, przychodzi im z łatwością – odpowiada były prezes.

W poprzednim sezonie Brazylijczyków w swoich kadrach miały Bielawianka Bielawa, Chojnowianka Chojnów czy Zachód Sobótka. W marcu w Strzelinie głośno chwalono się pozyskaniem Matheusa Henrique De Lima Costy. - Już wyjechał, dostał ofertę z czwartej ligi w Brazylii – mówi Piotr Hałas, szkoleniowiec Strzelinianki. - Pomagał nam przy szkoleniu, by nieco się wdrożyć w drużynę. Pokazywał dzieciakom elementy techniki. Podobało im się, taki brazylijski bajer – wspomina Hałas.

Przepisy wykraczające poza futbol w dużym mierze jednak regulują tak szerokie zaciągi południowoamerykańskich piłkarzy. Niezwykle trudno jest im otrzymać pozwolenie o pracę, niezależnie od podpisanego z klubem kontraktu. Przyjeżdżają na 90 dni, a na kolejne 90 muszą wrócić do ojczyzny. Od nowego sezonu także związki piłki nożnej wprowadzą swoje regulacje. - Od teraz w klubie może być tylko jeden amator spoza Unii, pozostali muszą mieć status profesjonalisty, chociażby za przysłowiowe 10 zł. Jednocześnie na boisku może występować 1 amator i jeden profesjonalista spoza UE – opowiada nam prezes MKP Wratislavii Wrocław, Łukasz Wustinger.

Wratislavia w okresie przygotowawczym skosztowała sporej mieszaniny narodowości. - Na Wojnowie, tam gdzie trenujemy, mieszka - nazwijmy to - agent piłkarski – mówi Wustinger. Chodzi o Ronniego Tavaresa Garcię, który w mediach społecznościowych reklamuje swoją agencję - RG Football Agency. Sprowadza on młodych piłkarzy do Europy celem zrobienia wielkiej kariery. Na Wojnowie wynajmuje dla nich pokoje. - Nie wiem dokładnie, ale ma tych chłopaków około dziesięciu. Kiedy mamy mniejszą frekwencję na treningu, pozwalamy im dołączyć. Trenuje więc z nami kilku Brazylijczyków i dwóch chłopaków z Korei. Po polsku ani be, ani me, natomiast po portugalsku na pewno świetnie można się z nimi dogadać – śmieje się prezes klubu. Wratislavia odniosła jednak z tej sytuacji swoje korzyści. Klub zakontraktował Caio Tavaresa na umowie amatorskiej.

Polskie niskoligowe koneksje z krajem kawy nie kończą się wyłącznie na trzymiesięcznych kontraktach dla piłkarzy. Od roku na ławce trenerskiej trzecioligowego Piasta Żmigród stoi legenda polskiej ekstraklasy, Edi Andradina. 44-latek w ojczyźnie miał stado krów, jednak porzucił ten rentowny biznes na rzecz futbolu. - Wygasły mi także uprawnienia na prowadzenie autobusu, bo trzeba je co pięć lat odnawiać, a ja jestem już na stałe w Polsce i musiałem porzucić tamto marzenie z dzieciństwa. Chciałem po karierze piłkarskiej być kierowcą autobusu, bo był nim mój świętej pamięci ojciec. Każdy w dzieciństwie chciał być taki jak jego tato, ale teraz na poważnie wiążę swoją przyszłość z trenerką – podsumował Brazylijczyk.

Zagranica na szczycie

Obcokrajowcy na niskoligowych szczeblach to oczywiście w przeważającej mierze amatorzy, którzy łączą pasję do futbolu z normalnym życiem codziennym. Patrząc jednak w górę, na wyższych szczeblach rozgrywkowych polskiego futbolu też nigdy nie brakowało „stranierich”. W drużynach PKO Ekstraklasy, tj. w Śląsku Wrocław jest ich obecnie ośmiu, a w KGHM Zagłębiu Lubin pięciu. Miedź Legnica liczy sobie dziewięciu zawodników zza granicy, Chrobry Głogów trzech, a w Górniku Polkowice gra już zaledwie jeden, Martins Ekwueme.

Paradoksalnie, to właśnie 33-letni Nigeryjczyk grający w II Lidze ma najszerszą listę osiągnięć ze wszystkich wymienionych. Grając jeszcze w ekstraklasie, zdobył dwa mistrzostwa z Wisłą Kraków i Puchar Polski z Legią. W wieku 27 lat po raz ostatni wystąpił na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, a jego kariera runęła. Rok temu, kiedy reprezentacja Polski mierzyła się we Wrocławiu z jego rodzimą Nigerią, on nie mógł przyjść na trybuny. W tym samym czasie czekał go mecz III Ligi. Od ponad roku ma polskie obywatelstwo, więc jak sam przyznaje – trzymał wówczas po jednym kciuku za każdą ze stron.

Piłkarzy z „Czarnego Lądu” na najwyższych szczeblach dolnośląskiej piłki jest jeszcze trzech. Na skrzydle w Śląsku Wrocław biega Lubambo Musonda, zaś w Miedz Legnica grają dwaj nastolatkowie: Gwinejczyk Aboubacar Sidiki Condé i Nigeryjczyk Josiah Chukwudi. Najwięcej reprezentantów w naszych klubach mają Hiszpanie i Słowacy, których jest po czterech. Słoweńców i Chorwatów jest po trzech, a Czarnogórców i Estończyków – po dwóch.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto