Człuchów. To koniec sklepu z dopalaczami w naszym mieście?

- Kiedy tylko ten sklep po-wstał, poleciłem sprawdzić urzędnikom, na jakich zasadach funkcjonuje. Lokal należy do mieszkańca Człuchowa, który przebywał za granicą, właściciel sklepu jest zaś mieszkańcem Kostrzynia nad Odrą - mówił burmistrz Człuchowa Ryszard Szybajło. - Okazuje się, że nie musiał prosić nas o zezwolenie ani nawet o wpis do rejestru, bo działalność może mieć zarejestrowaną w swoim mieście.

Władzom miasta udało się dotrzeć do właściciela lokalu, a ten wymówił "dopalaczom" dzierżawę. Jak się okazało, był przekonany, że wynajmuje lokal pod sprzedaż odżywek dla sportowców. Sklep funkcjonował w sumie około trzech miesięcy. Pod szyldem "Sklep kolekcjonerski" oferował tzw. lufki i szisze, ale też biały proszek, tabletki czy susz. Wszystko oczywiście "tylko do celów kolekcjonerskich". Jak wygląda owo "kolekcjonowanie" w praktyce najlepiej wie Donat Kuczewski, prezes Stowarzyszenia "Solidarni Plus" i dyrektor Ośrodka Readaptacji EKO "Szkoła Życia" w Wandzinie, gdzie trafiają pacjenci m.in. po dopalaczach. Były już także przypadki śmiertelne.
- Dopalacze sprzedawane są jako towar kolekcjonerski, nie do spożycia, choć w podtekście zawsze podaje się informacje, że mają działanie podobne do LSD, amfetaminy itp. Nikt też nie bierze żadnej odpowiedzialności za skutki ich zażycia - tłumaczy Kuczewski. - Ich sprzedaż to robienie ludziom strasznej krzywdy. Potwierdzają to statystyki szpitali, gdzie, szczególnie latem, trafia coraz więcej pacjentów, którzy eksperymentowali z dopalaczami.

Nie wiadomo, czy niechciany sklep nie zniknął z krajobrazu Człuchowa tylko na chwilę.
- Wiemy, że właściciel sklepu z dopalaczami szukał w naszym mieście innej lokalizacji - mówi Szybajło. - Apelujemy do wszystkich mieszkańców, aby nie udostępniali swoich lokali pod tego typu działalność.