Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gwiazdy na pięciolinii i Zły Wilk z recyklingu

Grażyna Antoniewicz
Grażyna Antoniewicz
Magdalena Bednarek i Dariusz Czarniecki z lalkami ze spektaklu
Magdalena Bednarek i Dariusz Czarniecki z lalkami ze spektaklu Piotr Pędziszewski
Czy baśń o Czerwonym Kapturku będzie nadal aktualna za dwieście lat? I jak wyglądałby wtedy świat? Chilijski artysta David Zuazola reżyseruje w Teatrze Miniatura spektakl dla dzieci i próbuje odpowiedzieć sobie na te pytania.

Artysta sam zaprojektował lalki i scenografię, jednak przy ich wykonaniu pomagali nie tylko pracownicy teatru, ale też aktorzy. David Zuazola pochodzi z Chile, skąd po skończeniu studiów z zakresu teatru i komunikacji audiowizualnej wyjechał do Hiszpanii, żeby dołączyć do zespołu znanego lalkarza Jordiego Bertrana. Od 2008 roku sam tworzy swoje spektakle - od A do Z i podróżuje z nimi po świecie. Ma na koncie blisko 30 nagród na międzynarodowych festiwalach. Jego spektakle to kameralne historie tworzone z wykorzystaniem materiałów z recyklingu. Subtelnie, bez słów, komentują one świat, w którym żyjemy.

Bardzo stara baśń

„Czerwony Kapturek” znany jest w całej Europie. Do dziś pozostaje jedną z ulubionych baśni dla dzieci. Pierwszym autorem, który spisał swoją wersję tej opowieści, był Charles Perrault, a proponowany przez niego morał był jasny - „uważajcie na obcych”. To historia, która opowiada o złu i zaufaniu - tematach, które przewijają się przez historię świata od zarania, a jednak do dzisiejszego dnia nie umiemy sobie z nimi dobrze radzić. To lalkowe przedstawienie opowiada historię Czerwonego Kapturka bez słów.

Dziwne stwory

W Teatrze Miniatura David Zuazola pracował z dwójką aktorów: Magdaleną Bednarek i Dariuszem Czarnieckim oraz całym zespołem pracowni, z którymi razem tworzył lalki i wszystkie elementy scenografii. Powstał spektakl, który zaprasza do jedynego w swoim rodzaju świata, tworzonego na oczach widzów przez aktorów. Twórca przenosi akcję baśni w przyszłość, kiedy na wyniszczonej Ziemi mieszkają ostatni ludzie i dziwne stwory narodzone ze śmieci i zanieczyszczeń.

Gwiazdy na pięciolinii

Trwają ostatnie próby, premiera już jutro. Zaglądamy na widownię, właśnie trwa ustawianie świateł. Reżyser mówi do aktorki Magdaleny Bednarek...

- To ma być sen. Czerwony Kapturek poleci z księżycem do góry, a muzyka układać się będzie w nuty na pięciolinii - mówi David Zuazola. - Pamiętaj, że Czerwony Kapturek powinien reagować na to, co się dzieje, a nie być tylko jak rzeźba. Ta scena to będzie najpiękniejszy moment i powinna mieć klimat, a wszystko musi być subtelne. Lalka ma poruszać głową i tylko jej głowę widzimy, reszta jest ukryta.

Na pięciolinii pojawiają się gwiazdy, które są nutami do muzyki.

Mnóstwo rekwizytów

Za parawanem mnóstwo elementów scenografii i rekwizytów, większych, mniejszych, jakieś mchy, granatowe grzybki. Jest i Kapturek, lalka stolikowa z ruchomymi elementami.

- Opowieści takie jak „Czerwony Kapturek” wykraczają poza przestrzeń i czas, i nigdy nie umierają - mówi reżyser. - Jest coś interesującego w znajdowaniu dla nich nowych kontekstów, daleko od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni przy tego typu historiach. Dla widzów też jest ciekawe, jak ta sama historia może być opowiadana w różnych czasach i przestrzeniach. „Czerwony Kapturek” to bardzo stara opowieść, ma tysiąc lat i nadal ją sobie przekazujemy, więc jest w niej coś ważnego. W moim teatrze lubię po prostu opowiadać historie i dawać widzom pole do myślenia i decydowania, co ich w tej historii porusza.

Buszowanie w śmieciach

Wędrujemy na piętro do pracowni stolarskiej i plastycznej. Na ścianie dziwny komiks, to scenariusz „Czerwonego Kapturka” rozpisany na sceny.

- W dniu, kiedy przyjechał David, dowiedziałem się, że trwa remont u naszych sąsiadów, na Politechnice Gdańskiej - opowiada Stanisław Wojciechowski, aktor lalkarz i pracownik pracowni. - Z sali, w której ćwiczą studenci, wyrzucono wiele niepotrzebnych rzeczy, między innymi do mierzenia temperatury czy prądu, jakieś lampeczki i różne unikatowe drobiazgi zrobione maszynowo. Pomyśleliśmy, że nadadzą apokaliptycznego klimatu przedstawieniu. Mówię: David, idziemy, może wśród tych śmieci znajdą się rzeczy do scenografii. Wzięliśmy wielką skrzynię, a David pokazywał: to bierzemy, i to. Jak był gdzieś fajny, czerwony drucik, to u nas pojawia się w różnych scenach.

- David Zuazola jest wszechstronny - jednocześnie tworzy całą scenografię i lalki, czasem muzykę, i oczywiście występuje. Naszych aktorów zaangażował już na etapie tworzenia lalek - mówi kierownik literacki teatru Agnieszka Kochanowska. - Zależało mu, żeby poznali ich konstrukcję i wiedzieli, jak naprawić różne elementy, jeśli coś się zepsuje w trasie.

Florystka na wesele

Przerwa w próbie. Oglądamy Czerwonego Kapturka, to lalka stolikowa, ale ma ruchome ręce i nogi.

- Jest to doświadczenie inne od tego, które mieliśmy do tej pory w teatrze, bo my aktorzy byliśmy też zaangażowani w proces produkcyjny - opowiada Magdalena Bednarek. - Większość naszych początkowych prób spędziliśmy w warsztacie, razem ze stolarzami, plastykami i całą ekipą techniczno-artystyczną. Mieliśmy szansę poznać, jak te lalki są skonstruowane, jak powstają i z jakich materiałów. Akurat te powstały z recyklingu, czyli materiałów, które dostały drugie życie, takich jak zużyte butelki, zębatki, korbki, sprężynki, różne metalowe elementy po urządzeniach elektrycznych.

- Taka ciekawostka, jest tu nawet część mojego starego iPhona - mówi Dariusz Czarniecki.
- Pamiętam, jak Darek go ciął - uśmiecha się aktorka. - Generalnie w tworzeniu wielu elementów scenografii mieliśmy swój udział, bardzo mnie to cieszy, bo w trakcie grania patrzy się na nie z satysfakcją. Ja w pracowni zrobiłam grzybki i kompozycje florystyczne, tak więc polecam się na wesela, wcisnę każdego w grafik - żartuje Magdalena Bednarek. - Dlaczego jest tak wiele rekwizytów i elementów scenografii? Jest coś takiego w bardzo lalkowych przedstawieniach, że muszą mieć stworzony swój mały świat, więc taka ilość jest niezbędna.

Nauka pokory

- Panuje atmosfera twórcza, myślę, że dużo każde z nas się od niego nauczyło. Dobrze jest spotkać kogoś, kto jest silną osobowością, tak więc dla nas była to też lekcja pokory - mówi aktor. - Zawsze się mówi, że jak się robi spektakl, to jest on reżysera, ale jak już się go wyreżyseruje, to pozostaje aktorów i tego momentu nie możemy się doczekać. Mam nadzieję, że dzieciom będzie się podobał, a dorośli będą się bawić. Na razie ktoś podejrzał i roześmiał się w trzech momentach. Kiedyś w dzieciństwie, jak wyobrażałem sobie teatr lalek, to wyglądał właśnie tak.

Będzie Babcia, Czerwony Kapturek i Wilk, a Leśniczy? - Nie, ale zamiast niego pojawi się równie ciekawa postać, aczkolwiek jest to nadal „Czerwony Kapturek”, bardzo klasyczny.

Skrzynka z narzędziami

Wracamy do pracowni. Dlaczego podczas prób były tworzone lalki?

- Bo są bardzo skomplikowane w ruchu - wyjaśnia Stanisław Wojciechowski. - Jest tam wiele różnych technik, żeby lalka mogła kręcić głową w lewo i prawo i poruszać się prawie jak człowiek - my obrabiamy ją artystycznie, żeby była maksymalnie komfortowa w prowadzeniu. Rzeźbiliśmy rączki, stopy i głowy. Użyliśmy też rzeczy, które zostały z innych spektakli. Zebraliśmy to, co było w szafach, prawie cały warsztat został wyczyszczony. Lalki powstawały etapami. Najpierw trzeba było przygotować rączki, nóżki, korpus, a jak już lalka była zrobiona, dziewczyny w pracowni malowały jej twarz, oczy, usta, uszy, ostatni etap to już było szycie kostiumu.

- Ale to nie było tak, że od razu została zrobiona - wyjaśnia. - Wracała do mnie po każdej próbie, żeby można ją było jak instrument muzyczny dostroić, dopasować do świateł, do ręki aktora. Podciągaliśmy rączki, zmienialiśmy elementy materiału, podobnie dziewczyny zmieniały oczy.

Dariusz Czarniecki zagląda do pracowni, trzeba przymierzyć kostium, ostatnie poprawki.

- Czy spektakl będzie wędrować, to się okaże, ale już wiemy, jak to wszystko się rozkłada, jak to naprawić, ponoć David mówi, że każdy aktor, który z nim wcześniej pracował, po wyprodukowaniu spektaklu zaopatrzy się w swoją skrzynkę narzędziową - mówi aktor.

- Spektakl jest przygotowywany z myślą, że będziemy z nim jeździć po świecie. Cała scenografia jest zaprojektowana tak, żeby ją można było spakować i zabrać ze sobą nawet samolotem - mówi Agnieszka Kochanowska. - Zazwyczaj teatry repertuarowe mają duży problem z podróżowaniem ze względu na gabaryty scenografii i ilość osób biorących udział w spektaklu, nie wspominając o barierze językowej. Tym razem myśleliśmy o tym, jak to wszystko uprościć, sprowadzić do niezbędnego minimum, dzięki czemu możemy „Czerwonego Kapturka” zabrać w każde miejsce na świecie.

CZYTAJ TAKŻE: Genealodzy z pasją - Jesteśmy po to, by pomagać

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Gwiazdy na pięciolinii i Zły Wilk z recyklingu - Dziennik Bałtycki

Wróć na czluchow.naszemiasto.pl Nasze Miasto