Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kryzys w psychiatrii narasta. Na planowe przyjęcie dziecka do szpitala w Gdańsku rodzice mogą liczyć dopiero w czerwcu 2025 roku

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Problemem jest  nie tylko przepełniony szpital, ale i niedobór specjalistów psychiatrów
Problemem jest nie tylko przepełniony szpital, ale i niedobór specjalistów psychiatrów Karolina Misztal
Liczący 46 łóżek Oddział Psychiatryczny dla Dzieci i Młodzieży w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Gdańsku pęka w szwach. Aktualnie przebywa na nim 70 pacjentów. Na tym wysoko specjalistycznym oddziale, który dla wielu chorych jest ostatnią deską ratunku, jak w soczewce widać fatalnie funkcjonujący system, który ma dbać o psychiczne zdrowie najmłodszego pokolenia Polaków.

- Z ogromnym niepokojem obserwuję u naszych pacjentów coraz więcej zachowań agresywnych i autoagresywnych o większym nasileniu. Więcej samouszkodzeń, więcej zaburzeń odżywiania i więcej prób samobójczych, jak i dokonanych samobójstw - wylicza dr n. med. Izabela Łucka, kierownik oddziału i wojewódzki konsultant w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży na Pomorzu.

Pomorze. Kryzys w psychiatrii narasta

Pandemia, wojna, która toczy się obok nas, kryzys umiejętności wychowawczych rodziców oraz kryzys w szkole nie sprzyjają rozwiązywaniu problemów młodych ludzi, a wręcz je nasilają.

- O tym, że mamy kryzys w naszej specjalności, który będzie narastać, nasze środowisko, a więc również psychologowie, psychoterapeuci i pedagodzy pracujący z dziećmi alarmowało już w 2014 roku - dodaje dr Izabela Łucka.

Teoretycznie reforma systemu opieki psychiatrycznej w części dziecięco-młodzieżowej rozpoczęła się w 2020 roku, na razie jednak jej efektów nie widać. Na wizytę w poradni psychiatrii dziecięcej np. w Tczewie rodzice muszą czekać do 17 września 2024 roku, a na przyjęcie do szpitala w Gdańsku mogą liczyć w czerwcu 2025 roku.

- Jedyne, co udało się stworzyć, i to tylko dzięki ogromnemu zaangażowaniu władz samorządowych, a mam tu na myśli Urząd Marszałkowski, to sieć poradni psychologiczno-psychoterapeutycznych - uzupełnia dr n. med. Izabela Łucka. - Tego typu poradnie (ośrodki opieki środowiskowej) funkcjonują już w każdym pomorskim powiecie. Są to placówki tak zwanego pierwszego poziomu referencyjnego.

Po tych smutnych wyliczeniach, warto wprowadzić odrobinę optymizmu, a taki jest z pewnością fakt, że udało się stworzyć sieć poradni psychologiczno-psychoterapeutycznych. - Tego typu poradnie (ośrodki opieki środowiskowej) funkcjonują już w każdym pomorskim powiecie. Są to placówki tzw. I poziomu referencyjnego - wyjaśnia dr n. med. Izabela Łucka, kierownik oddziału i wojewódzki konsultant w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży na Pomorzu.

Od 1 lipca z fachowej pomocy psychologów i psychoterapeutów mogą skorzystać młodzi ludzie w 34 ośrodkach udzielania świadczeń blisko zamieszkania i to bez skierowania.

- W przypadku wielu zaburzeń psychicznych, pojawiających się w dzieciństwie, można udzielić skutecznej pomocy bez leków, a za pomocą psychoterapii indywidualnej i grupowej, terapii rodzinnej czy pracy z grupą rówieśniczą - zapewnia Monika Kierat, rzeczniczka prasowa Pomorskiego Oddziału NFZ.

Problem w tym, że, zdaniem lekarzy, pracę tych ośrodków paraliżuje nadmiar biurokracji, skomplikowana sprawozdawczość i zmieniające się wciąż rozporządzenia. Nic nie zmieniło się też na lepsze na oddziałach szpitalnych, które pracują w permanentnym przeciążeniu.

- Skumulowanie tak wielu agresywnych pacjentów w jednej zamkniętej, niedużej przestrzeni stwarza zagrożenie zarówno dla samych pacjentów, jak i dla personelu - twierdzi dr Izabela Łucka. - I tutaj brakuje rozwiązań systemowych, o które się dopraszamy, bo nie leżą one ani w gestii samorządu, ani dyrekcji poszczególnych szpitali. Rozwiązać ten problem może tylko ministerialne rozporządzenie.

Oddziały dzienne i stacjonarne

W ciągu ostatnich dwóch lat powstały co prawda dwa dodatkowe oddziały dzienne - w Gdyni i drugi nowy, który powstał jesienią tego roku w wojewódzkim szpitalu psychiatrycznym, ale to jest kropla w morzu potrzeb. Natomiast to, co jest dramatem to oddziały stacjonarne (w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Gdańsku oraz w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim, chociaż zwiększono tam liczbę miejsc na oddziale sądowo-psychiatrycznym zabezpieczonych dla młodzieży), które nie mają możliwości sprawowania odpowiednio swojej funkcji, bo są przeciążone nadmierną liczbą pacjentów.

Problem braku miejsc na oddziałach psychiatrii dziecięcej mógłby - zdaniem dr Łuckiej jako konsultanta - złagodzić nowy oddział, który pełniłby rolę oddziału obserwacyjno-diagnostycznego dla dzieci i młodzieży w kryzysie. Na takim oddziale musiałaby być wzmocniona opieka ratowników, pielęgniarzy czy pielęgniarek plus dodatkowi psychologowie, którzy mogliby popracować z pacjentem i jego rodziną. Obserwowaliby, czy jest to ktoś w kryzysie wynikającym z chwilowego nagromadzenia impulsów agresywnych, czy rozwijającej się choroby. Czasami to jest ta pierwsza możliwość i ten człowiek np. po odtruciu (jeżeli próbował się otruć), mógłby pracować nad poprawą relacji w trybie ambulatoryjnym i nie musiałby trafić do szpitalnego oddziału zamkniętego.

Wszystko po to, żeby można było zrobić selekcję, ale żeby te osoby w kryzysie lub z zagrożeniem życia mogły poczekać na tym oddziale aż będzie regularne miejsce w szpitalu. Taki oddział mógłby powstać w oparciu o oddziały pediatryczne albo przy oddziale psychiatrii, jeśli byłaby taka zgoda, ale taka decyzja wymaga zarządzenia ministerialnego.

Komunikaty o wstrzymaniu przyjęć na oddział dziecięco-młodzieżowy pojawiają się w lokalnych mediach na Pomorzu co pewien czas, bo kryzys w psychiatrii trwa już bardzo długo.

- Potwierdzę, że ten kryzys trwa od wielu lat, myślę tu nie tylko o szpitalu, ale o całej specjalizacji i to w całej Polsce. Te problemy są i będą rosły dalej - przyznaje dr n. ekonom. Mariusz Kaszubowski, dyrektor naczelny Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego w Gdańsku. - Natomiast rzeczywiście celem tej blokady było zwrócenie uwagi, że w całym systemie służby zdrowia zostaliśmy jako psychiatria sami. Pozwoliło to również, by część zespołów ratownictwa medycznego, gdy sytuacja na to pozwalała, zawoziła pacjentów do innych placówek, bo w pewnym momencie czuliśmy się zostawieni sami sobie. Prawda jest taka, że jest dużo dzieci w kryzysie, które trzeba hospitalizować. Tych dzieci na pewno nie byłoby aż tyle, gdybyśmy mogli rozwinąć bardziej pomoc ambulatoryjną. W praktyce to nie jest tak, że my zupełnie zatrzymaliśmy przyjęcia. Jak ktoś tutaj nagle się pojawi na izbie przyjęć, czy jakaś zabłąkana karetka, czy jakieś dziecko ze skierowaniem do szpitala psychiatrycznego, to je przyjmujemy. Dzieci są diagnozowane, przebywają na obserwacji, określana jest terapia, która powinna być kontynuowana po wyjściu ze szpitala.

Jak wskazuje dr Mariusz Kaszubowski, czasami te pobyty są kilkumiesięczne. Rotacja też nie jest taka duża, ale, jak ważnym jest bardzo, żeby system o psychiatrii nie zapomniał.

- Mamy taką sytuację, że na 46 miejsc mamy 70 dzieci. Łóżka stawiamy wszędzie, nikt nie śpi na materacu. Ten komfort zaczyna być mniejszy, ale przede wszystkim należy zapewnić dzieciom bezpieczeństwo. Staramy się to robić zwiększając zespoły pielęgniarskie, ale problem, którego nie przeskoczymy, polega na tym, żeby odpowiednio szybko przebiegała diagnoza i rozpoczynała się terapia, a do tego musi być odpowiedni liczbowo zespół terapeutyczny. Mamy ograniczoną liczbę lekarzy i tak szybko tego nie zbudujemy - mówi Mariusz Kaszubowski.

Problemem jest też niedobór specjalistów psychiatrów. Spora grupa lekarzy woli pracować spokojnie, bez biurokratycznych obciążeń i za godziwe pieniądze w sektorze prywatnym. I to zarówno w psychiatrii dziecięcej, jak i dorosłych. Nie ma się czemu dziwić. Jeżeli młody lekarz w prywatnej przychodni może otrzymać nawet 400 zł za taką wizytę, trudno nam konkurować, a często nawet do prywatnych poradni są kolejki. Dość powiedzieć, że pierwsza wizyta dziecka u psychiatry w prywatnym centrum medycznym kosztuje 500 zł.

Co z pomocą dla dorosłych pacjentów?

Ślimaczy się też na Pomorzu reforma psychiatrii pacjentów dorosłych. W opinii dr Blanki Skrzypkowskiej-Brancewicz, konsultanta wojewódzkiego ds. psychiatrii dorosłych - w województwie pomorskim brak jest psychiatrycznej bazy łóżkowej w powiatach: kartuskim, wejherowskim, puckim, bytowskim, gdańskim, tczewskim, nowodworskim, malborskim, sztumskim oraz powiatach grodzkich Sopot i Gdynia. Od wielu lat konsultanci w tej dziedzinie postulują utworzenie oddziału psychiatrycznego w Gdyni i/lub Wejherowie, który zabezpieczyłby potrzeby mieszkańców tego obszaru, ale bezskutecznie.

Trwa pilotaż Centrów Zdrowia Psychicznego - flagowego rozwiązania trwającej reformy psychiatrii dorosłych, jednak w tym roku nie zostały włączone nowe podmioty.

Mimo ogłoszonego konkursu na ten obszar przez Pomorski Oddział Wojewódzki NFZ żaden z podmiotów nie zgłosił swej gotowości do powołania CZP. Do tej pory powstały one w Lęborku i Kościerzynie, Starogardzie Gdańskim i w Słupsku, a Tczew się przygotowuje.

- Zmiana, zresztą słuszna, polega na tym, że Centrum Zdrowia Psychicznego jest odpowiedzialne za obszar na przykład powiatu i musi się zajmować na wyznaczonym terenie i dba o pacjentów - chwali dyrektor Mariusz Kaszubowski. - Druga sprawa - dostaje finansowanie nie za wykonanie, ale dostaje pieniądze za obszar, za populację i za tą populację odpowiada.

Na utworzenie Centrum na bazie swojego szpitala dyrektor Kaszubowski się jednak nie zdecydował. Jak tłumaczy, powodem odmowy były nietransparentne przepisy, co do rozliczeń i nieadekwatne wymogi.

- Mam wrażenie, że pewne standardy organizacyjne w tej reformie przygotowywali bardziej urzędnicy, a w mniejszym stopniu psychiatrzy, terapeuci, psycholodzy. Tutaj trzeba było bardziej słuchać się głosu środowiska, to można by było dużo lepiej przygotować - mówi Mariusz Kaszubowski.

Jednak pewne rzeczy można już poprawić.

Aktualne przepisy mówią, że w poradni - tej NFZ-owej, publicznej - porada diagnostyczna musi trwać nie krócej niż 60 minut, a porada konsultacyjna - 30 minut, podczas gdy są takie sytuacje, gdy lekarz potrafi pacjenta przyjąć i zdiagnozować w 20 minut i wtedy ma czas dla następnego pacjenta. Co więcej, jak pacjent nie przyjdzie w ogóle, godzina „wypada”, a inny pacjent nie przyjdzie.

I kolejny przykład do przemyślenia: wizyta, która polega na konsultacji, a na której czasami trzeba wypisać tylko receptę, musi trwać 30 minut, bo inaczej NFZ nie zapłaci.

- Mam nadzieję, że ktoś tam na górze nas wysłucha i będzie można pewne rzeczy szybko poprawić - kwituje dyrektor Mariusz Kaszubowski. I dodaje. - Nie należy wszystkiego niszczyć, bo to nie o to chodzi.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czluchow.naszemiasto.pl Nasze Miasto