"Jeśli butelka zostanie znaleziona, prześlij mi wiadomość, kiedy i gdzie kiedy to nastąpiło" - pisał w lipcu 1929 r. Erich Sanitter, dodając swój adres i adnotację "Zwrócę koszty" w post scriptum. Miłośników lokalnej historii, zagadek z przeszłości intrygują pytania, czy autor listu w butelce, która została pod koniec ub. roku wyłowiona z wód Zalewu Wiślanego, ma spadkobierców, jakie były jego losy, co się z nim stało?
- Mój brat, który wyłowił tę butelkę, widział że wewnątrz jest list - tłumaczy Edyta Rożek, siostra znalazcy. - Nie zdecydował się jednak otworzyć przesyłki. Musiałam to zrobić ja. Byłam bardzo ciekawa, co to za wiadomość.
Wałbrzych czy Świdnica?
- W książce adresowej z roku 1942 dla powiatu świdnickiego widnieje, że niejaki Erich Sanitter zajmował stanowisko oberwachtmeistera i zamieszkiwał w Świdnicy przy ul. Bahnhofstrasse 21. Prawdopodobnie więc chodzi o tą sama osobę, która wyrzuciła butelkę z listem - brzmi fragment maila, który do redakcji "Dziennika Bałtyckiego" wysłał Tomasz Nowak, 29-letni mieszkaniec Jeleniej Góry.
- Jestem inżynierem konstruktorem z wykształcenia, ale od dzieciństwa mam zamiłowanie do historii, tej lokalnej w szczególności - pisze o sobie Tomasz Nowak. - Wychowałem się w domu w Kamiennej Górze na Dolnym Śląsku, w domu który sam skrywał wiele tajemnic po przedwojennych mieszkańcach tych terenów. Na artykuł o liście w butelce trafiłem na którymś z portali informacyjnych i drążyłem ciekawy temat.
Zaznaczmy, w 1929 r., jak wynika z treści listu w butelce, Erich Sanitter mieszkał w Waldenburgu (Wałbrzych), przy ul. Muhlenstrasse. 13 lat później miał mieszkać w Świdnicy. Nie jest to wcale niemożliwe, bo oba miasta leżą w bezpośrednim sąsiedztwie i Sanitter mógł się po prostu przeprowadzić.
Z książki adresowej, którą sprawdził Tomasz Nowak wynika, że w 1942 r pełnił funkcję oberwachtmeistera, czyli starszego wachmistrza. W hitlerowskich Niemczech (a także wcześniej), był to podoficerski stopień w Ordnungspolizei (policji porządkowej), w skrócie Orpo.
- Orpo było lokalną strukturą "zwykłej" policji - tłumaczy dr Marcin Owsiński, historyk, kierownik działu naukowego Muzeum Stutthof w Sztutowie. - Należy pamiętać, że cała struktura policyjna została przez nazistów poddana reformom w latach 30 XX w. Po utworzeniu w 1939 r. Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy policja zajmująca się standardową pracą została "wtłoczona" w nazistowską machinę i funkcjonowała obok jednostek zajmujących się zwalczaniem przeciwników politycznych Hitlera.
Skoro Erich Sanitter był w Orpo to daje nam odpowiedź, że nie był w Gestapo. Należy jednak pamiętać, że w III Rzeszy, trudno było pełnić znaczące funkcje bez przynależności do partii nazistowskiej, nie identyfikując się z nią. Taki był mechanizm, zwłaszcza, że sama policja była organem bardzo mocno znazyfikowanym. Później, już w czasie wojny, bardzo wielu przeciętnych mieszkańców Niemiec, także policjantów, zwykłych "krawężników", stawało się członkami oddziałów rozstrzeliwujących Żydów. Opisał ten mechanizm Christopher Browning w swojej książce ?Zwykli ludzie" o służbie niemieckiego, 101 Rezerwowego Batalionu Policyjnego.
Swój list w butelce Sanitter kończył pozdrowieniem "Heil"!
- W tamtym czasie pozdrowienie to nie było jeszcze wówczas "zatrute" ideologią narodowosocjalistycznej tyranii, choć wykorzystywali je ludzie kręgu narodowego konserwatyzmu - tłumaczy Peter Scharstein, niemiecki autor bloga, poświęconego listom w butelce. - Ja jednak mam dreszcze słysząc to słowo związane z hitlerowskim salutem i uświadamiając sobie, że tyrania nastała kilka lat po wakacjach Sanittera nad Morzem Bałtyckim, a druga wojna światowa rozpoczęła się od inwazji Niemiec na Polskę dziesięć lat po tym, jak wysłał swój list z wakacji.
Scharstein wnioskuje po charakterze i "jakości" listu, że jego autor był członkiem klasy średniej, do napisania tekstu posłużył się stalówką i kałamarzem z atramentem. Bloger przypuszcza, że staranny charakter pisma może świadczyć o tym, że nie został on napisany na wodzie (chybotliwy pokład), tylko w apartamencie na lądzie. Z drugiej strony śródlądowa trasa między Gdańskiem a Piławą (obecny Bałtijsk w rosyjskim Obwodzie Kaliningradzkim) jest zazwyczaj gładka jak stół.
Na razie na 1942 r. ślad Ericha Sanittera się urywa. Nie wiadomo, czy autor listu w butelce z 1929 r., późniejszy policjant ze Świdnicy, przeżył II wojnę światową, czy uciekł ze Śląska, który w 1945 r. był areną ciężkich walk wojsk niemieckich z Armią Czerwoną.
Być może pasjonaci tacy jak Tomasz Nowak i wielu innych, pomogą odkryć tę zagadkę z przeszłości.
zmiany w 2020 roku
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?