Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Recenzja gry Kane & Lynch 2: Dog Days

Adrian Dampc
Kane & Lynch 2: Dog Days to gra bardzo nierówna, która z samego założenia stara się bardzo mocno epatować przemocą (bez wątpienia jest to pozycja tylko dla dorosłych graczy!). Czy jednak oferuje coś więcej oprócz mocnych scen akcji?

Stworzona w 2007 przez IO Interactive strzelanka Kane & Lynch zebrała skrajne opinie. Większość recenzentów nie pozostawiła na niej suchej nitki twierdząc, że to krok w tył w porównaniu z innym tytułem studia - słynną serią Hitman. To jednak nie wpłynęło znacząco na wyniki sprzedaży. Gra zyskała duże grono zwolenników, którzy polubili charakterystycznych bohaterów i z radością strzelali do kolejnych przeciwników, którzy stanęli na drodze zabójczego duetu. Wszystko wskazuje na to, że kontynuacja również podzieli graczy.

Wycieczka do Szanghaju

Akcja nowej gry umiejscowiona została w Szanghaju. Psychopatyczny Lynch (to właśnie nim będziemy sterować przez większość gry) właśnie tam odnalazł miłość i postanowił się ustatkować. Nie zerwał jednak z kryminalną przeszłością. W związku z dużą transakcją dotyczącą nielegalnej broni, ściąga do Chin swojego starego druha Kane. Ten zgadza się, mając nadzieję, że będzie to jego ostatnie zlecenie. Łatwo się domyślić, że początkowo prosta sprawa niezwykle się skomplikuje. Dwójka bohaterów narazi się nie tylko miejscowej mafii, lecz także skorumpowanej policji, a nawet wojsku.

Problemy Kane'a i Lyncha to oczywiście tylko pretekst, aby rzucać w stronę gracza kolejne tabuny wrogów. Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to "psie dni" są typową strzelanką z widokiem zza pleców bohatera, która garściami czerpie choćby z Gears of War, czy Mass Effect. Cała zabawa polega na przemieszczaniu się od jednej zasłony do drugiej i likwidowaniu przeciwników. Wykonanie jest jednak średnie. Zachowanie przeciwników zostało zbyt oskryptowane. Gdy natomiast zrobimy coś nieprzewidywalnego, to wrogowie głupieją. Co więcej, brak intelektu nadrabiają wyjątkową wytrzymałością na ołów. Sytuacji nie polepszają też nudniejsze niż w jedynce plansze. Twórcy starali się rzucać gracza w najróżniejsze miejsca Szanghaju, lecz mapy nie są tak różnorodne jak w poprzedniczce. Uwagi można mieć także do samej fabuły, która poprzednio stanowiła mocną stronę tytułu. Historia - choć krótka - nie jest zła, lecz zabrakło większego napięcia między bohaterami. Zawodzi także samo zakończenie gry, a właściwie jego brak.

Jak na filmach HVS

Ciekawie prezentuje się grafika. Postacie czy plansze wyglądają jak w produkcjach sprzed kilku lat, ale to nie przeszkadza w zabawie. Wszystko za sprawą specjalnych filtrów, które mają za zadanie... jeszcze bardziej pogorszyć obraz. Dzięki temu cały czas towarzyszy nam lekkie śnieżenie, które jest charakterystyczne dla obrazu z kaset VHS. Gdy robi się gorąco, obraz potrafi trochę przyciąć, a nawet na chwilę zniknąć. Podobnie sytuacja wygląda z głosem - co chwile słyszymy różne szumy, zakłócenia, raz jest za cicho, po chwili za głośno. Całość dopełnia wrażenie trzęsącej się kamery, gdy szybko przemieszczamy się z miejsca na miejsce. Otrzymany efekt jest podobny to tego, co nieraz widzieliśmy w kinie (np. w Blair Witch Project czy REC). To sprawia, że mamy wrażenie oglądania filmiku wrzuconego pospiesznie na Youtube. W podobnym stylu nakręcone są świetne przerywniki filmowe. Nie każdemu taka oprawa przypadnie do gustu, lecz z pewnością tworzy ciekawy klimat i pozwala jeszcze bardziej wczuć się w rozgrywkę.

Nie dla jednego

Kane & Lynch jest średnią grą dla jednej osoby, ale to nie w tym trybie leży jego siła. Już możliwość kooperacji, która pozwala innemu graczowi na wcielenie się w drugiego z bohaterów, powoduje inny odbiór zabawy. Planowanie kolejnych ruchów oraz wzajemne pomaganie sobie w trudnych sytuacjach przynosi dużo satysfakcji. To jednak dopiero przedsmak tego, co czeka nas w trybach sieciowych. W przeciwieństwie do większości strzelanek, Kane & Lynch nie skupia się na pomysłach znanych z innych gier. W pierwszym trybie ("Kruchy sojusz") gracze dokonują napadu i uciekają z łupem przed policją. Zabawa zaczyna się, gdy ktoś zaatakuje swojego kompana, żeby zgarnąć jego łup. To powoduje, że uważać trzeba nie tylko na stróżów prawa, ale też rzekomych przyjaciół, którzy nie zawahają strzelić ci w plecy (możemy się im później zrewanżować, ponieważ po takiej śmierci odradzamy się jako policjant). W trybie "Tajniak" komputer losowo wybiera gracza, którego celem jest udaremnienie napadu. Zadaniem pozostałych graczy jest natomiast ucieczka z miejsca przestępstwa i ewentualne wykrycie zdrajcy. Ostatni tryb, czyli "Złodzieje i policjanci" to typowa walka graczy podzielonych na dwa obozy. To właśnie oryginalny multiplayer jest najmocniejszą stroną tytułu i potrafi dostarczyć dużo więcej zabawy, niż granie w pojedynkę.

Warto?
Kane & Lynch 2: Dog Days jest tytułem nierównym. Tryb single nie wyróżnia się niczym szczególnym i ostatecznie zawodzi. Multiplayer jest natomiast ciekawy i może zapewnić dużo zabawy. Choć gra nie jest wybitna, to z pewnością znajdzie wielu fanów, którzy spędzą długie godziny na niezobowiązującej rozwałce.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Recenzja gry Kane & Lynch 2: Dog Days - Pomorskie Nasze Miasto

Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto