Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Scena to moje miejsce. Rozmowa z Anją Orthodox z Closterkeller

Małgorzata Klimczak
p. Tarasewicz
Anja Orthodox podczas wizyty w Szczecinie opowiedziała o początkach zespołu Closterkeller, muzyce i fanach oraz o tym, jak to jest być frontmanką zespołu rockowego i rządzić mężczyznami.

Nie ma takiej jesieni, żeby Closterkeller nie grał w Szczecinie. Szczecin jest na liście ulubionych miast zespołu

Była ze dwa razy taka jesień, ale to było dawno temu. Zdecydowanie lubimy to miasto i szczególnie klub Słowianin. Pierwszy raz przyjechaliśmy tu na początku lat 90. Z Ingą ze Słowianina znamy się tyle lat, że aż głupio powiedzieć. Przez ten czas pojawiły się nasze dzieci, zaczęły nam dorastać. Bardzo się polubiliśmy, zawsze jesteśmy tu dobrze przyjmowani. Nawet byłam tu jurorką na przeglądzie muzycznym, na którym Maja Konarska debiutowała z zespołem Moonlight. Jestem naprawdę silnie zadomowiona w tym klubie.

Waszym fanom też dzieci dorosły?

Oczywiście. Dzieci tak szybko rosną, że już trzecie pokolenie słucha Closterkeller. Bo zespół powstał w 1988 roku.

Teraz graliście koncert jubileuszowy z dwoma ważnymi płytami „Purple” i „Scarlet”. Dlaczego akurat te dwie są takie ważne?

One są teraz ważne, bo mają okrągłe jubileusze. „Scarlet”, która była złotą płytą i najlepiej się sprzedała, obchodzi 20-lecie wydania w tym roku, a pierwsza płyta „Purple” obchodzi 25-lecie. I od tego roku właściwie co roku będziemy mogli jechać okrągłymi rocznicami. Mamy tych płyt tyle, że wypełnią nam rocznice. Za rok płyta „Cyan” ma 20-lecie. Ale akurat te dwie płyty, które gramy na tej trasie, to są dwie płyty, które najmniej lubię, więc potem będzie już tylko lepiej.

Ale właśnie te dwie będą miały specjalne edycje.

Nagraliśmy duży koncert z płyty „Scarlet” z gośćmi. Nagrane zostały wydawnictwa audio i wideo i z tego wyjdzie płyta „Re-Scarlet”. To będzie zremasterowana „Scarlet” z 1995 roku i druga płyta Live. Niestety, nie udało nam się jej wydać na początek trasy koncertowej, ale premiera będzie 16 października.

Pierwszy raz zobaczyłam Closterkeller w programie „Luz”. To było wtedy coś zupełnie innego.

„Purple” i „Scarlet” to dwie zupełnie inne płyty. Chłopaki z zespołu zwariowali jak zaczęli grać „Purple”. Ta płyta jest mocno z innej bajki. Cold wave, taka mocno postpunkowa. Ta płyta jest szalenie prosta, ale zarazem ma w sobie jakieś szaleństwo, bo nagrywali ją muzycy kosmici. Ona jest nieprzewidywalna, więc moi dzisiejsi muzycy powiedzieli, że muszą sobie kompletnie przestawić psychikę. Z Olkiem , basistą było ciężko, żeby nie grał ostro „hej , do przodu”, bo on wychowany na Iron Maiden grzał tym basem na rockowo. To trzeba grać zimno, a nie z furią. No i przestawili sobie wszyscy psychikę. Mariusz stara się grać na gitarze jak najgorzej, żeby dobrze wyszło.

Ale przy nagrywaniu płyty nie trzeba było przestawiać psychiki?

Nie, myśmy wszyscy wtedy tworzyli wariacką ekipę. Byliśmy młodzi, niektórzy mieli wtedy 18 lat. Ale to były inne czasy niż teraz. Natomiast nie zgadzam się, że byliśmy prekursorami takiej muzyki w Polsce. Jeśli chodzi o gotyk, to może tak, ale nie w przypadku nowej fali. Dla niektórych gotyk i nowa fala to to samo, bo smutne, mroczne. Closterkeller był w drugim rzucie zespołów grających taką muzykę razem z Ziyo. W pierwszej fali byli Madame, 1984, Variete, Made in Poland. To były kapele, które zapoczątkowały ten klimat. Ja wtedy jeszcze nie myślałam, że zacznę śpiewać.

Ale to sami mężczyźni byli.

Faktycznie, bab w tamtych zespołach nie było. I nagle ja wystąpiłam, śpiewająca nisko jak facet i jeszcze specjalnie zaniżałam głos. Teraz już wiem, że strasznie nieporadnie zaniżałam ten głos, obciachowo. To rzeczywiście było zaskakujące. Poza tym ja byłam mocno punkowa. Żadnej pokory w sobie nie miałam.

Jakie to jest uczucie mieć nagle wiele fanek czy naśladowczyń?

Na początku byłam dosyć zaskoczona. Ja w sobie pielęgnuję coś takiego jak narcyzm, samozachwyt. Frontman kapeli rockowej musi mieć w sobie pewność siebie. Wychodzę na tę scenę i czuję, że tu jest moje miejsce. Nie ma frontmena kapeli rockowej, który jest przestraszony. Wszyscy muszą być pewni siebie.

Closterkeller należy do zespołów, które cały czas mają wiernych fanów i nie zniknęli z rynku po kilku latach.

Zespoły, które wiedzą, co chcą grać, idą za głosem serca, mają talent, będą mieli swoich fanów, bo taka muzyka głębiej wchodzi ludziom niż muzyka robiona zgodnie z trendami czy muzyka robiona na zasadzie: nie wiem o co nam chodzi, ale w firmie fonograficznej nam powiedzą. Tym się muzyka rockowa różni od popu.

Ale kiedyś w stacjach radiowych było dużo rocka. Dlaczego teraz was nie można usłyszeć w radiu?

Bo jak stacje radiowe dostają singla i jest on podpisany Closterkeller, nawet nie raczą go posłuchać. Media robią badania opinii publicznej, dają kurom domowych do posłuchania, chociaż kury też się na nas łapią. Czasami gramy na jakichś dniach miasta, np. po zespole Enej albo po kapeli ludowej i słuchają nas babcie z wnuczkami, rodziny z wózkami. I wcale nie wychodzą z koncertu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto