Gdy się rozswawoliła kompania
W poniedziałek wielkanocny nigdy nie brakowało spotkań rodzinnych i towarzyskich, zabaw, żartów, psot i oczywiście zalotów. Święcono wówczas pola kropidłami wykonanymi z wielkanocnych palm. Czasami rozpalano także ogniska, przy których odbywały się sąsiedzkie pogawędki. Częstowano się wówczas domowymi specjałami i alkoholem. Jednak najbardziej znanym zwyczajem związanym z tym świątecznym dniem było oblewanie wodą, czyli śmigus-dyngus.
„Początkowo były to nazwy dwóch odrębnych i bardzo starych obrzędów” – pisze dr Barbara Ogrodowska w książce pt. „Ocalić od zapomnienia. Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne. „Śmigusem zwano zwyczaj oblewania wodą, głównie dziewcząt na wydaniu i młodych kobiet, a także smaganie się zielonymi gałęziami i witkami wierzbowymi lub uplecionymi z nich batami. Był to tzw. śmigus zielony lub suchy (…). Natomiast dyngusem zwano pochody młodzieży męskiej, często w przebraniach z różnymi rekwizytami”.
Jak zauważyła dr Barbara Ogrodowska, były one połączone z kwestą świąteczną, czyli wypraszaniem darów m.in. świątecznego jadła i jaj wielkanocnych. Z czasem te obrzędy zostały połączone pod wspólną nazwa śmigusa-dyngusa. I zaczęto kojarzyć je głównie z polewaniem wodą. Przyjmowało to różne, czasami bardzo intensywne formy. Pisał o tym Jędrzej Kitowicz.
„Była to swawola powszechna w całym kraju: tak między pospólstwem, jako też dystyngowanemi” – czytamy w jego zapiskach. „W poniedziałek wielkanocny mężczyźni oblewali wodą kobiety, a we wtorek i w inne następujące dni, kobiety mężczyzn, uzurpując sobie tego prawa aż do Zielonych Świątek (…). Oblewali się rozmaitym sposobem: amanci dystyngowani, chcąc tę ceremonię odprawić amantkom swoim, bez ich przykrości, oblewali je lekko różaną lub inną, pachnącą wodą, po ręce, a najczęściej po gorsie, małą jaką sikawką albo flaszeczką”.
Jednak zwykle wyglądało to zupełnie inaczej. „Którzy zaś przekładali swawolę, oblewali damy wodą prostą, chlustając garnkami, szklenicami, dużemi sikawkami prosto w twarz lub od nóg do góry, a gdy się rozswawoliła kompania panowie i dworzanie, panie, panny, nie czekając dnia swego lali jedni drugich wszelkiemi statkami (naczyniami) jakich dopaść mogli: hajducy i lokaje donosili cebrami wody, a kompania dystyngowana czerpiąc od nich, goniła się i oblewała od stop do głów”.
Przydybać w łóżku
Widok takiego towarzystwa musiał być naprawdę niesamowity i niezapomniany. „Wszyscy zmoczeni byli jakby wyszli z jakiego potopu” – pisał Jędrzej Kitowicz. „Stoły, stołki, kanapy, krzesła, łóżka, wszystko to było zmoczone, a podłogi jak stawy wodą zalane”.
Nic dziwnego, że niektórzy w ten dzień przebierali się w „suknie najpodlejsze”, a z domów wynosili wszystkie sprzęty. Nie zawsze to pomagało.
„Największa była rozkosz przydybać jaką damę w łóżku, to już ta nieboga musiała pływać w wodzie między poduszkami i pierzynami, jak między bałwanami, przytrzymana albowiem od silnych mężczyzn, nie mogła się wyrwać z tego potopu: którego unikając, w dniu tym wstawały damy jak najraniej, albo też pamiętały zatarasować dobrze pokoje sypialne” – notował nieoceniony Kitowicz. „Bywało nieraz, iż osoba zlana wodą jak mysz, a jeszcze w dzień zimowy, dostawała stąd febry, na co bynajmniej nie zważano, byle się zadosyć stało powszechnemu zwyczajowi”.
Wierzono, że oblanie wodą miało zapewnić życiowe powodzenie, zdrowie i wszystko co najlepsze. Zatem dbano o to, żeby... nikogo solenna kąpiel nie ominęła. „Parobcy zaś po wsiach łapali dziewki, które się w ten dzień jak mogły kryły i zawlokłszy do stawu, albo rzeki, wziąwszy za nogi i ręce wrzucali do wody, albo też włożywszy w koryto przy studni, lali wodą – czytamy w zapiskach Jędrzeja Kitowicza.
Po pokucie wielkopostnej
Czy tylko o to w tym zwyczaju chodziło? Zygmunt Gloger w książce pt. „Rok polski w życiu, tradycji i pieśni” pisał o innym, możliwym znaczeniu wielkanocnego oblewania.
„Na Kujawach był zwyczaj, że parobek w dniu tym właził na dach karczmy wioskowej, z miednicą w ręku i pobrzękując w dno takowej, obwoływał dziewki, które będą oblewane i zapowiadał, ile dla której potrzeba będzie do jej szorowania wozów piasku, perzu na wiechcie, grac do skrobania, ile kubłów wody i mydliska” – pisał Gloger. - Tak to wyglądało, jakby śmigus był kąpielą po pokucie wielkopostnej, połączonej niegdyś z zaniedbaniem cielesnem”.
Na polskiej wsi lanie wody także oczywiście odbywało się w wielkanocny poniedziałek na całego. Najbardziej oblewane były podobno najładniejsze i najsympatyczniejsze dziewczęta we wsi. Innym wody także nie żałowano. Czasami na tę okazję konstruowano nawet specjalne, drewniane sikawki z tłokiem.
„Nigdy nie przepuszczano dziewczynie świątecznie ubranej np. w sukienkę kwiecistą - pisał Waldemar Malinowski w książce pt. „Miniony czas. Ludowe obrzędy, zwyczaje i wierzenia regionu hrubieszowskiego. „Jeżeli w pobliżu była rzeczka lub kałuża wody, to do nich wrzucano panny. Funkcjonowało nawet powiedzonko, zachwalające to oblewanie: Śmigus-dyngus leje wodą, nic się nie bój, bo to zdrowo. Wzajemne oblewanie miało również zapewnić deszcze i urodzaj na polach”.
Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?