Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przez dwa dni lekarze nie rozpoznali zawału serca. 46-latek z Przechlewa zmarł

Redakcja
Bliscy Mirosława Majera z Przechlewa do tej pory nie mogą uwierzyć w to, co się stało. 46-latek nigdy poważnie nie chorował, u lekarza nie bywał. Jednak kiedy poczuł silny ból w plecach, natychmiast pojechał do izby przyjęć człuchowskiego szpitala. Potem jeszcze przez dwie doby chodził od lekarza do lekarza, zanim w końcu został skierowany na oddział kardiologiczny. Tam zmarł na "przechodzony" zawał serca.

Przez dwie doby 46-letni Mirosław Majer z Przechlewa (powiat człuchowski) chodził od lekarza do lekarza z zawałem serca. Dwa razy wysiadywał w tym czasie w kolejce do izby przyjęć w człuchowskim szpitalu.

Za pierwszym razem zrobiono mu tu m.in. badanie EKG i badanie krwi w kierunku enzymów mogących wskazywać na zawał serca, po czym... odesłano do domu. Trzykrotnie był z wizytą u lekarza rodzinnego. Z jego skierowania zrobił prześwietlenie kręgosłupa, ale już próba dostania się do kardiologa okazała się nieudana.

- Usłyszeliśmy, że na wizytę państwową musimy czekać dwa lata, a na prywatną dostaniemy się za półtora miesiąca - mówi brat zmarłego przechlewianina, Tomasz Majer.

Zobacz co o tej sprawie mówią pomorscy kardiolodzy

Podczas drugiej wizyty w izbie przyjęć w szpitalu w Człuchowie pacjent miał więcej szczęścia.
Dyżurujący wtedy lekarz rozpoznał u niego zawał serca i kazał natychmiast transportować go na koronografię do szpitala specjalistycznego w Chojnicach.

W drugiej dobie od zawału, umęczony bólem i ogłupiony środkami przeciwbólowymi, mężczyzna trafił wreszcie na oddział kardiologiczny pod opiekę specjalisty. Tu, mimo wykonanych zabiegów, kilka godzin później zmarł. Po ponad 30 godzinach od wystąpienia zawału na ratunek było już za późno.

Rodzina zmarłego zapowiada złożenie doniesienia do prokuratury.
- Chodzi nam przede wszystkim o ujawnienie błędu, żeby ktoś inny nie został potraktowany podobnie. Dwóch lekarzy - w Człuchowie i Przechlewie - nie było w stanie rozpoznać zawału serca. Mogli odesłać nas do innego specjalisty, a nie faszerować brata środkami przeciwbólowymi. Zamiast pomóc - zaszkodzili - mówi Tomasz Majer. - Tak to i ja mogę być lekarzem - przecież pacjent albo umrze, albo nie...

Mirosław Majer zmarł w czerwcu tego roku. Przez dwa miesiące brat zmarłego zbierał dokumentację, aby udowodnić, że śmierć pana Mirosława była wynikiem błędu lekarza.

- Z soboty na niedzielę 17 czerwca około 4.45 nad ranem brat źle się poczuł - wspomina pan Tomasz. - Skarżył się na bóle w łopatkach i kręgosłupa, więc od razu pojechaliśmy do izby przyjęć. Tam zrobiono mu EKG, zmierzono ciśnienie, zbadano krew, otrzymał leki przeciwbólowe. Byliśmy tam do 7 rano, brata nie zatrzymano jednak w szpitalu. Lekarka, która go badała, wyszła do mnie i oznajmiła: "Najważniejsze, że serce jest zdrowe". Dostaliśmy zalecenie, by w razie złego samopoczucia zgłosić się do lekarza rodzinnego.

Wieczorem Mirosław Majer znów poczuł się gorzej.

- Wezwaliśmy lekarza rodzinnego. Ten obejrzał wynik EKG, stwierdził, że "coś jest nie tak". Wypisał skierowanie do kardiologa i na prześwietlenie kręgosłupa - mówi pan Tomasz.

W poniedziałek rano pojechali do szpitala. - Mirkowi zrobiono prześwietlenie - mówi Tomasz Majer. - A co do wizyty u kardiologa, usłyszeliśmy, że na państwową musimy czekać dwa lata, a na prywatną dostaniemy się pod koniec lipca. Wróciliśmy więc do lekarza rodzinnego. Ten dał bratu zwolnienie i przepisał leki przeciwbólowe. Brat tymczasem zaczął się skarżyć na mdłości i uczucie zimna. Potem zaczął wymiotować. Około godz. 20 znowu wezwaliśmy lekarza rodzinnego, który skierował nas do szpitala. Tu zrobiono kolejne EKG i szybko zorganizowano transport do szpitala w Chojnicach, aby wykonać koronarografię. Lekarz był oburzony, że pojawiliśmy się w szpitalu tak późno.

Po godz. 22 pacjent był już przygotowany do zabiegu. - Siedzieliśmy tam chyba do 2 w nocy - mówi Majer. - Po zabiegu lekarz wyszedł do nas, żeby powiedzieć, że zabieg wykonali, ale to wszystko, co mogli zrobić, bo pacjent jest już co najmniej 30 godzin po zawale i podejrzewają pęknięcie komory.

Jak wynika z dokumentacji szpitala w Chojnicach, 46-letniego pacjenta przyjęto na oddział kardiologiczny w drugiej dobie zawału serca. Wykonano niezbędne zabiegi ratujące życie. Pacjenta konsultowano telefonicznie z lekarzem dyżurnym Kliniki Kardiochirurgii w Gdańsku, ale ze względu na krytyczny stan chorego odstąpiono od natychmiastowego transportu do kliniki.

Mimo intensywnej terapii jego stan już się nie poprawił. Zmarł o godz. 3.30. Przyczynę śmierci potwierdziła wykonana 21 czerwca autopsja - zawał serca, wstrząs kardiogenny, pęknięcie przegrody międzykomorowej.

Tomasz Majer zapowiada złożenie doniesienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
Krzysztof Wyszyński, ordynator oddziału wewnętrznego w człuchowskim szpitalu, który zdiagnozował u Mirosława Majera zawał serca i skierował go na oddział kardiologiczny, nie chciał komentować sprawy.
Odesłał nas do dyrekcji szpitala.

- Do tej pory nie wpłynęła do nas żadna oficjalna skarga w tej sprawie. Rozmawiałem jedynie z siostrą zmarłego, która zwróciła mi uwagę, że być może pomoc, jakiej udzielono jej bratu w szpitalu, nie była prawidłowa - mówi dyrektor szpitala Zdzisław Rachubiński. - Z dostarczonych mi dokumentów wynika, że obowiązujące procedury zostały zachowane, zrobiono niezbędne badania. Miał się temu jeszcze bliżej przyjrzeć mój zastępca do spraw medycznych.

Z wicedyrektorem Dariuszem Pigońskim nie udało nam się jednak porozmawiać, ponieważ z powodu ważnych spraw rodzinnych był poza zasięgiem.

- Jeśli wymagane badania nie zostały wykonane lub zostały źle zinterpretowane przez lekarza, sprawa jest oczywista. Jeśli wszystkie procedury zostały zachowane, to nasuwa się pytanie o jakość badań diagnostycznych - komentuje całą sytuację Adam Sandauer, przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere", organizacji udzielającej pomocy prawnej ofiarom błędów medycznych. - Tyle się mówi o "złotej godzinie", czyli pierwszej godzinie od wystąpienia zawału, kiedy pacjent ma największe szanse na wyjście z niego bez szwanku. Oczywiście, jeśli się zgłosi do lekarza i zostanie właściwie zdiagnozowany. W tym przypadku pacjent zgłosił się do lekarza w owej "złotej godzinie" i co z tego? Maszyna nie zastąpi człowieka, a w tym przypadku dobrego lekarza.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czluchow.naszemiasto.pl Nasze Miasto