„Wszyscy załamują ręce i mówią: słuchaj nie jest dobrze. Obroty spadły o 20-40%” –te słowa miał usłyszeć Donald Tusk od burmistrzów i prezydentów nadmorskich miejscowości. Zdruzgotanych brakiem wczasowiczów i widmem katastrofy finansowej w opartych na turystyce budżetach. No, chyba że nastąpi zmiana rządu, to wtedy wszystko będzie od następnego dnia po wyborach w jak najlepszym porządku. Tak przynajmniej wynikało z wyborczej obietnicy, zadeklarowanej chwilkę później na sopockim wiecu.
Wsłuchiwać się w różne opinie to rzecz dla polityka chwalebna. Jednak prawdziwy mąż stanu sam sprawdza ich zgodność z rzeczywistością. Więc szef PO, zrobiwszy dramatyczną pauzę w przemówieniu, kontynuował: „zobaczyłem dziś, że plaża jest dość pustawa. Niedziela, sierpień, koniec wakacji…” – zatroskany głos wybrzmiał z odpowiednio smutną intonacją, żeby wyborcza jeremiada mogła osiągać coraz to kolejne diapazony. Przed oczami stawały nam obrazy kurortowej klęski i rozpaczy, przeciwstawiane rozbuchanej konsumpcji zarządów spółek skarbu państwa, taplających się w publicznych pieniądzach niczym dzieci wczasowiczów w glonach przy Molo (w czasach, gdy ludzi było jeszcze stać na wakacje, znaczy nie za rządów PiS).
Potem nastąpił jakiś żart na rozluźnienie. Tłum musi odpocząć zanim podgrzany i nakręcony wejdzie na następny poziom drabiny niebiańskiego opisu przyszłości, zgodnego z programem politycznego mówcy.
Takie są odwieczne prawa wiecu – pomyślałem dopijając spokojnie espresso i starając się zrozumieć kim są – jeśli nie turystami – te otaczające mnie przy barze tłumy ludzi.
Pierwsza i najważniejsza rzecz w dobrej historii to pieniądze. I seks. Te dwie sprawy zawsze budzą zainteresowanie słuchaczy. Ale seks, nie nadaje się do publicznych opowieści w niedzielne popołudnie. Za to o pieniądzach można i nawet trzeba mówić, bo są one tematem przyziemnym i budzącym emocje. I rzeczywiście finanse zajmowały lwią część historii rysowanej przez lidera opozycji na spotkaniu z sopocianami. I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież w kampanii sprawy związane z portfelem to normalny temat.
Gdyby nie jedna rzecz.
Wszechobecność haseł, o demokracji, wolności, konstytucji – wszystko to w formie naklejek, przypinek, chorągiewek, plakatów naklejonych na dyktę, noszonych przez zebranych ludzi z ewidentną wiarą w słuszność takiego gestu i przesłania. To mi się rzuciło w oczy – mogę się zgadzać lub nie z tymi, którzy ufają w mit o kolejnym już (rzecz jasna ostateczny, tak samo jak w poprzednim tygodniu) upadku demokracji i
końcu wolności. Ale nie mam prawa i nie chcę odbierać im tego, że są w tym swoim zasłuchaniu szczerzy, że ich wzruszenia są prawdziwe. Że są spragnieni idei, etosu. Jakiegoś spoiwa, które pozwoli czuć się ważnym i potrzebnym. A tutaj kasa, kasa, kasa. Może to kara za liberalne grzechy młodości? Uwierzyliście w budującą rynek siłę niewidzialnej ręki, to teraz macie słuchać wyłącznie o pieniądzach.
No więc wróćmy do kasy, bo to właśnie ona najlepiej recenzuje wygłaszane na wiecu tezy o martwym sezonie w Sopocie. Otóż od 1 czerwca do 29 sierpnia naliczono 723 673 wejść na Molo. Ze Strefy Płatnego Parkowania uzyskano wpływy w kwocie 3 423 467,30 zł. Za ten sam czas do miasta wpłynęła kwota 1.276.603,66 zł tytułem opłaty uzdrowiskowej. To więcej niż w roku ubiegłym. Opłatę uzdrowiskową pobiera się od każdej osoby nocującej w Sopocie. Zresztą statystyki statystykami, wystarczy pogadać ze znajomymi, którzy mają apartamenty na wynajem, to można usłyszeć, że „było super”. Słowem, tegoroczny sezon w Sopocie to był po prostu finansowy sukces.
CZYTAJ TAKŻE:
Koniec świata w Sopocie. Felieton Wojciecha Wężyka
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?