Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Znaleźli schronienie w Człuchowie. Rodzina z Odessy wspomina trudy kilkudniowej ucieczki przed wojną i dziękuje za okazaną pomoc

Małgorzata Wojciechowska
Małgorzata Wojciechowska
Małgorzata Wojciechowska
Do Człuchowa i okolic przybyli już pierwsi Ukraińcy uciekający ze swojego kraju przed rosyjską agresją. Olena, Ivan i Tymofii Tsymbalist przyjechali do Człuchowa aż z Odessy. Opowiedzieli nam o tym, jak trudna była ich podróż przez Ukrainę do Polski i jaką pomoc otrzymali od mieszkańców Człuchowa.

Pani Olena przyjechała do Człuchowa wraz ze swoimi synami Ivanem i Tymofijem we wtorek – 6 dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Ich podróż rozpoczęła się jednak znacznie wcześniej. Ze swojej rodzinnej Odessy wyruszyli, jak tylko usłyszeli huk bomb. Ich mieszkanie jest zaledwie 5 kilometrów od wojskowego budynku zaatakowanego przez Rosjan w dniu wybuchu wojny. Decyzja była więc szybka – pakują tylko najpotrzebniejsze rzeczy i kierują się do Polski. W podróż wyruszyli własnym samochodem. Nie mogli jednak pojechać całą rodziną – mąż pani Oleny i tata chłopaków jako dorosły mężczyzna musiał zostać w kraju.

Znajomy cel podróży

Człuchów od początku był ich celem podróży. Starszy z chłopców – Ivan - jest bowiem już od września uczniem pierwszej klasy liceum w człuchowskim Zespole Szkół Sportowych. Młodszy Tymofii natomiast przygotowywał się już od pół roku do tego, by dołączyć do brata jako uczeń szóstej klasy szkoły podstawowej. Skorzystali z pomocy fundacji, która oferuje ukraińskim uczniom naukę w Polsce.

Ivan jest bardzo zadowolony z polskiej szkoły – według niego oferuje ona lepszy poziom od szkoły ukraińskiej, zwłaszcza jeśli chodzi o organizację zajęć w czasie pandemii. Pani Olena też znała już wcześniej Człuchów – była w mieście w listopadzie, by odwiedzić syna.

Trudna droga do Polski

Jednak młody Ukrainiec nie tak wyobrażał sobie powrót do szkoły po feriach zimowych…

- Jechaliśmy łącznie aż 6 dni. Z tego 4 dni i noce spędziliśmy na granicy – taka była kolejka… Wszędzie były korki, mnóstwo samochodów. Do tego co chwila mijaliśmy czołgi i inne pojazdy wojenne.

- mówi przejęty Ivan, wspominając trasę.

Droga była ekstremalnie trudna także dlatego, że rodzina nie mogła jechać najkrótszą drogą. Musieli jeszcze pojechać w okolice Kijowa, ponieważ tam czekały na nich niezbędne do wyjazdu dokumenty. Podróż była więc niebezpieczna. W tamtych rejonach korki były niesamowite – najtrudniejszy, 50-kilometrowy odcinek Tsymbalistowie pokonywali przez 4,5 godziny. Dopiero potem mogli skierować się na przejście graniczne. Przez całą drogę towarzyszył im strach.

Nie było mowy o przystanku na nocleg. Kolejka samochodów przez całe dnie i noce posuwała się w ślimaczym tempie do przodu. Pani Olena jako jedyny kierowca była ekstremalnie zmęczona, ale walka o dobro rodziny było najważniejsze.

- Było bardzo ciężko, ale gdy myślisz o tym, że jest wojna, tragiczna sytuacja, że trzeba dzieci wywieść do bezpiecznego miejsca – to dodawało mi siły. Do tego młodszy syn ciężko znosił podróż, ciągle krzyczał: „Mama, Jedź!” I dzięki temu też daliśmy radę.

- opowiada pani Olena.

Później było już łatwiej

Po przekroczeniu granicy było już łatwiej. Znaleźli nocleg w Warszawie, gdzie mogli odpocząć przed dalszą podróżą. W Człuchowie już czekało na nich miejsce. Początkowo zostali zakwaterowani w bursie szkolnej wraz z innymi rodzinami uczniów z Ukrainy. Już drugiego dnia dostali do dyspozycji mieszkanie.

Pod opiekę wzięli ich państwo Ewa i Andrzej Pruscy związani z człuchowską szkołą sportową. Nie tylko zapewnili uchodźcom mieszkanie, ale także zadbali o jego wyposażenie – chcieli, żeby nowo przybyła rodzina po strasznych przeżyciach mogła poczuć się jak u siebie. Razem pojechali do bydgoskiej IKEI, by wybrać niezbędne na co dzień akcesoria, takie jak talerze, kubki czy pościel.

- Tyle, ile mogę, to im pomogę. Kupiłem też meble do mieszkania i wyposażenie. Nie chcę od nich pieniędzy ani żadnej rekompensaty za te rzeczy. Przez pierwszych kilka miesięcy mają wszystko za darmo. Mam kontakt z panią dyrektor ze szkoły sportowej, zaproponowałem, że mam wolne mieszkanie i mogę udostępnić.

- mówi Andrzej Pruski, właściciel mieszkania.

Andrzej Pruski wspomina także, że w Człuchowie jest wiele osób, które angażują się w pomoc uchodźcom. Do mieszkania potrzebne były sprzęty AGD, takie jak kuchenka czy pralka. To wszystko znalazło się bardzo szybko dzięki zaangażowaniu radnego Henryka Krusińskiego.

Wdzięczność i szansa na nowy start

Rodzina jest bardzo wdzięczna za pomoc okazaną przez państwa Pruskich, władze miasta i nauczycieli ze szkoły sportowej.

- My bardzo dziękujemy Polsce, władzom Człuchowa, panu Andrzejowi Pruskiemu… Bardzo. Także dziękujemy pani dyrektor Małgorzacie Gostomczyk – to ona pomogła znaleźć dla nas mieszkanie i skontaktowała z panem Andrzejem.

- mówi pani Olena. Dodaje też, że jest niezmiernie wdzięczna nauczycielom za wsparcie dla jej dzieci.

Dzięki otrzymanej pomocy rodzina Tsymbalist może zacząć nowe życie w Polsce. Jak mówią, planują zostać u nas na dłużej. Miasto bardzo im się podoba i czują się w nim bezpiecznie. Pani Olena już znalazła pracę w bursie szkolnej, a jej synowie w tym tygodniu zasiedli nauki w szkole. Ivan w przyszłości planuje zostać specjalistą IT, a Timofijowi świetnie idzie nauka polskiego – może w przyszłości będzie tłumaczem?

Wszycy mają nadzeję, że wojna szybko się skończy i do rodziny będzie mógł dołączyć tata chłopaków. Razem będą się starali ułożyć sobie przyszłość w Polsce, nigdy nie zapominając o sercu okazanym im przez człuchowian.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czluchow.naszemiasto.pl Nasze Miasto